Z nastaniem poranka przyszedł czas pożegnań. To była już
ostatnia noc spędzona w Peter's Guest House, należącym do taty Karen. Po
smakowitym ( i jak zawsze obfitym) śniadanku wyruszyłyśmy w dalszą drogę.
Opuszczając Pretorię każda z nas uroniła łezkę. Ale chwileczkę… to jeszcze nie
koniec- tak naprawdę to był dopiero początek naszej wspaniałej przygody w
magicznym kraju jakim jest RPA.
Tak więc
po otarciu łez, nasz wierny kompan Tokolshe zabrał nas na swój pokład-
kierunek Apartheid Museum. Ponownie mogłyśmy skonfrontować wiedzę z zakresu historii
zdobytą na zajęciach z tragiczną rzeczywistością lat 1948-1994 kiedy to system
rasowej segregacji został wprowadzony na terenie Południowej Afryki.
Aby przybliżyć
zwiedzającym realia tamtego czasu, wejście do muzeum zostało podzielone na dwie
części. Zgodnie z informacją podaną na bilecie, połowa naszej grupy wchodziła
wejściem przeznaczonym dla osób o białej karnacji, natomiast druga połowa udała
się do wejścia dla tzw. „Nie-blankes”, czyli osób o czarnym kolorze skóry.
Bez wątpienia Apartheid Museum jest jednym z
najwspanialszych muzeów na świecie. Wstrząsające wydarzenia okresu apartheidu
ukazane są za pomocą autentycznych fotografii oraz filmów. Stopień okrucieństwa
człowieka wobec bliźniego potrafi być niewyobrażalny. W Polsce na lekcjach
historii wspomina się o tragedii narodu żydowskiego w trakcie II wojny
światowej, podkreśla się bezduszność hitlerowców i ich nieludzkie metody
działania. Jednak nikt nigdy nie mówi o tragedii, która rozegrała się w RPA pod
rządami Partii Narodowej. Apartheid głoszący konieczność osobnego rozwoju
społeczności różnych ras, zalicza się do jednej z największych tragedii
ludzkości XX w.
Oczywiście w Apartheid Museum nie mogło zabraknąć wystawy
dotyczącej największego w historii bojownika o wolność, zjednoczenie i równość wszystkich
mieszkańców Afryki Południowej- Nelsona Mandeli. Jego poruszające przemówienia,
gesty zostały uwiecznione na filmach i fotografiach, aby jego dziedzictwo nigdy
nie popadło w zapomnienie. Niezwykle wzruszającym momentem w trakcie zwiedzania
muzeum było złożenie wpisu w księdze kondolencyjnej wystawionej po śmierci
Madiby. Był on światełkiem oświetlającym drogę do zjednoczenia RPA.
Po
wizycie w Apartheid Museum i chwilach zadumy oraz refleksji, przyszedł czas na
nabranie sił na nowe przygody i napełnienie żołądków. Karen, jak kochająca
mamusia, zaopatrzyła nas w smakowite kanapeczki :)
I wtedy nadszedł czas na…safari. Lion Park w Johannesburgu
to miejsce magiczne. Była to dla nas okazja aby obcować z dzikimi zwierzętami w
ich naturalnym środowisku. Teraz niczym Krystyna Czubówna postaramy się
zrelacjonować to co zobaczyłyśmy.
Zebra-
ssak z rodziny koniowatych charakteryzujący się obecnością białych pasów na
czarnej sierści. Aha- i wszystko jasne. Największa tajemnica ujrzała światło
dzienne- zebra jest czarna w białe paski :)
Nie da się jednak ukryć, że naszym największym marzeniem
było zobaczyć samego Króla Lwa. I oto on- niestety troszkę zaspany i zbyt
leniwy żeby powitać nas gromkim rykiem. Razem ze swoimi „koleżankami” wygrzewał
się w południowoafrykańskim słoneczku.
Na terenie Lion Park udało nam się również dostrzec
majestatyczne gepardy i likaony.
Nieco zawstydzona i przestraszona była jakże słodka żyrafa.
Nasze serca zdecydowanie podbiły surykatki. Jedna z nich
uciekła nawet poza ogrodzenie. Z pewnością nie chciała się z nami rozstawać.
Największa atrakcja czekała jeszcze na nas. Zabawa z małymi
lwiątkami! Czy może być coś piękniejszego? Maluszki były niezwykle przyjazne i….
troszkę śpiące. Jednak to wydarzenie na zawsze pozostanie w naszej pamięci.
Szczególnie
Dorota wczuła się w klimat Króla Lwa :)
Po tym dniu pełnym wrażeń udałyśmy się do mieszkania Karien
Brits, która była tak miła i zaoferowała nam nocleg.
Dziękujemy wszystkim naszym sponsorom:
Pepco
WA UAM
AfriForum
Przedszkole Ptyś
Patronat medialny:
dlaStudenta.pl
Polish - African Chamber of Commerce
Julia w imieniu Goggas